Komujnikacja - kapelan policji

Idź do spisu treści

Menu główne:

Komujnikacja

Przy kominku
 

Zamierzona była zmiana tytułu, bo też jak w upały siedzieć przy kominku? Tymczasem za oknem słota i chłód, a przy kominku przypomina się ciepły słoneczny dzień sprzed lat, kiedy na tzw. rozmowę przedmałżeńską do młodego wówczas wikariusza przyszło dwoje przyjaciół — przesympatyczna para, którą dla naszych potrzeb określmy Janem i Małgorzatą.
Spotkanie dalekie od najczęstszego w podobnych przypadkach monologu, rozmową było nie tylko z nazwy. Byłem szczerze usatysfakcjonowany. Prowadziliśmy z sobą rzeczywisty dialog, biorąc kolejne określające małżeństwo biblijne teksty, podejmując zastanowienia nad wspólnotą małżeństwa i rodziny i ich budowaniem.
Temperatura wzrosła, kiedy na podstawie słów apostoła Pawła: „Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, Aby go uświęcić, ... Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje.”  Ef 5,25-26.28 bardzo mocno podkreśliłem znaczenie wzajemnej miłości w małżeństwie, a młody kandydat na małżonka zareagował uwagą: no tu, to bym się z apostołem Pawłem nie zgodził, bo moim zdaniem, małżeństwa na miłości budować nie można. Pełna zazwyczaj temperamentu Małgosia dzielnie zachowywała spokój, ale z wyraźną ulgą przyjęła moje krótkie i znaczące: a na czym?
Małżeństwo to zbyt poważna sprawa, by ją opierać na miłości — słyszę w odpowiedzi. Więc pytam: czym dla Ciebie jest miłość? Uczucie, które przemija — słyszę w odpowiedzi, a dalej Janek kontynuuje — a małżeństwo to przecież kontrakt na całe życie, który trzeba bardzo dobrze przeliczyć, skalkulować...
Na moment mnie zadziwił. Patrzę na Małgosię i myślę: jak go rozgryźć? Po chwili zaś zaczynam wymieniać: miłość w małżeństwie, miłość do Ojczyzny, miłość rodziców do dzieci, miłość dzieci do rodziców, może już starych, miłość w rodzeństwie, umiłowanie regionu, miasta... Nie wiem jakie jeszcze wtedy wymyśliłem miłości, ale zwieńczeniem na pewno była prośba o wspólny mianownik dla nich wszystkich.
Chwila milczenia, a następnie: a toś mnie zażył — byliśmy od dawna na ty — odpowiedzialność... Przystałem na to i w nowej perspektywie zaczęliśmy oglądać miłość, która niesie ze sobą nie tylko chwilowy zachwyt drugim człowiekiem, ale ponad to zapisuje się mocną więzią, współprzeżywaniem, opiekuńczością. Rozbrzmiało wiele tonów: ofiarność dla, poświęcenie... Stanął przed oczyma oczywiście także Chrystus w swoim poświęceniu biorący na Golgocie odpowiedzialność za grzech człowieka wszystkich czasów. Do głosu doszło wskazanie pragnienia polepszania bytu tych których miłujemy.
Tak miłość w tamtej rozmowie znalazła swoje wyjaśnienie w słowie odpowiedzialność. Dziś się zastanawiam, czy dobre, bo wiem, iż właśnie takie postrzeganie miłości potrafi być nabrzmiałe patriarchalnym z jednej, a matriarchalnym z drugiej strony bagażem dominacji — tej przezacnej superwiedzy o tym, co będzie na pewno lepsze dla niej, dla niego...
Stąd też od pewnego czasu jakoś bliżej mi, by miłość postrzegać w kategoriach komunikacji, zatem słuchania, odczytania, umiejętnego wsparcia... To jednak już inne klimaty i na inny czas.

Konik T., Przy kominku, Słowo nadziei 12-3/2004

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego