kapelanpolicji.pl
Przejdź do treści

2014-01-19

Homilie

O odpowiedzialną nadzieję...


Opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie,i prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń, rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu,żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał pierworodztwo swoje. A wiecie, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał. Wy nie podeszliście bowiem do góry, której można dotknąć, do płonącego ognia, mroku, ciemności i burzyani do dźwięku trąby i głośnych słów, na których odgłos ci, którzy je słyszeli, prosili, aby już do nich nie przemawiano; nie mogli bowiem znieść nakazu: Gdyby nawet zwierzę dotknęło się góry, ukamienowane będzie. A tak straszne było to zjawisko, iż Mojżesz powiedział: Jestem przerażony i drżący. Lecz wy podeszliście do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego i do niezliczonej rzeszy aniołów, do uroczystego zgromadzeniai zebrania pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Boga, sędziego wszystkich, i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość,i do pośrednika nowego przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla. Baczcie, abyście nie odtrącili tego, który mówi.
Hbr 12,12-18(19-21)22-25a

O odpowiedzialną nadzieję – tak odczytuję słowa Listu do Hebrajczyków, zawarte w przywołanym tekście. Apostoł nawołuje: „Opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie.” Pisząc swoje wezwania nawiązuje wyraźnie do słów proroka Izajasza, skierowanych do Izraelitów będących wówczas w niewoli Babilońskiej: „
Wzmocnijcie opadłe ręce i zasilcie omdlałe kolana! Mówcie do zaniepokojonych w sercu: Bądźcie mocni, nie bójcie się! Oto wasz Bóg! Nadchodzi pomsta, odpłata Boża! Sam On przychodzi i wybawi was!
Iz 35,3-4” Te słowa miały jedno ważne zadanie do spełnienia: krzepić serca deportowanych w daleki kraj synów i córek Izraela, podnosić na duchu i umacniać w woli i odwadze życia.
Podobnie jest i tutaj. Autor listu dostrzega kryzys chrześcijańskiej nadziei wśród jueochrześcijańskich zborów i topnienie ich odwagi życia w wierze w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Swój ślad znaczył czas coraz mocniejszego sprzeciwu pogańskiego świata z jednej strony, a żydowskiej diasporalnej synagogi z drugiej strony wobec tych, którzy podjęli nową wiarę i nową nadzieję w Jezusie Chrystusie.
To jest ważna rzecz nadzieja. Biedny, kto uważa, że nie ma się już czego spodziewać. Tak zaś potrafi być w naszym życiu. Potrafimy do tego doprowadzić siebie samych, a bywa, doprowadzamy do tego bliźnich, których pozostawiamy za niewidzialną, a jednak dotkliwie akcentowaną, by ją odczuli, szybą naszego negatywnego wyroku co do nich. To się zdarza w rodzinie, między najbliższymi. Potrafi sięgać małżeństwa, rodzeństwa. To są niewidzialne płoty na klatkach schodowych czy osiedlach, międzydzielnicowe czy etniczne niewidzialne, a jednak dokuczliwe granice. Modlimy się w tych dniach, czyniąc to wspólnie, by te niewidzialne szyby naszych negatywnych wyroków, narosłe i twardo wyhartowane przez całe wieki powoli usunąć spośród różnorodności chrześcijańskich wyznań i Kościołów, byśmy umieli zaakceptować nawzajem swoją inszość i zachować tyle pokory, by nie negować niczyjej nadziei w Chrystusie, niczyjej wiary i woli życia w wierze, niczyjej nadziei zbawienia.
Adresaci Listu do Hebrajczyków najwyraźniej byli pozbawieni tej wielkiej wolności, jaką jest przywilej wolności wiary, życia w Ewangelii – dobrej nowinie o miłości Ojca okazanej w Synu, wolności żywienia w tym Chrystusie wszelkiej nadziei. Oni muszą się bać, może już nawet swojego własnego cienia. Synagoga zaś zaprasza: wróćcie tu, do nas, a wszystko będzie w porządku i wszystko będzie dobrze – będziecie bezpieczni.
Czy tylko synagoga? Świat też nęci – chodźcie do nas, do naszych bogów szczęścia, zdrowia, pomyślności, obfitości dóbr, do Bachusa i mamony, do Afrodyty i Erosa. O co wam chodzi z tym Chrystusem? Co? – On da wam przyszłość? – a kto ją widział? Bądźcie z nami i bądźcie weseli. Cieszcie się dzisiaj i przestańcie opowiadać o jakiejś nieuchwytnej przyszłości?
Czy coś się zmieniło? – Niewiele, albo zgoła nic. Świat jaki był taki jest, a o powrotach też odgrzewają śpiewki, chociaż prawda, że skądinąd słychać do nich wezwania.
Stale zatem ważne jest wezwanie Autora Listu do Hebrajczyków: „Opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie...” Określiliśmy je, jako wołanie o nadzieję, a dokładnie o odpowiedzialną nadzieję. Dlaczego tak? Bo nie jest nadzieją to częste: „jakoś to będzie” – taką nadzieję rzeczywiście trzeba nazwać matką głupich. Ona wszak rozkłada działanie, rozbraja moce życia, rozbija więź, przynosi marazm i rozkład. Tymczasem wezwanie do nadziei z jakim występuje Autor Listu do Hebrajczyków jest ogłoszeniem jakiejś wielkiej pobudki, by nie powiedzieć mobilizacji: „Opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie” i nie koniec na tym, bo oto zaraz słyszymy: „prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej...” Ta odpowiedzialność ma swój wertykalny i horyzontalny wymiar. Ona jest mocno oparta o ziemię, ale niebios sięga.
Apostoł mocno akcentuje etyczny wymiar życia, prawość – jak mówimy transparentność – zatem przejrzystość naszych dróg i prowadzonych przez nas spraw. Tu każdy jest odpowiedzialny za siebie samego, ale nie tylko, bo też za współpielgrzymów, z którymi razem przemierza przestrzeń i czas. Ta odpowiedzialność za siebie i za innych ma zaowocować powszechną harmonią i pokojem. Dojdzie jednak do tego w dążeniu do uświęcenia i w baczeniu, by nikt nie pozostał z dala od łaski. Przypominają się niektóre katechizmowe objaśnienia do Modlitwy Pańskiej, mianowicie do jej pierwszej części, gdzie mamy prośby o świętość Bożego imienia, o Królestwo Boże, by do nas przyszło i o wolę Bożą, by się działa pośród nas. Katechizm wnosi tu istotne uwagi: Imię Boże jest wprawdzie samo przez się święte, lecz prosimy w tej modlitwie, aby i wśród nas było święte. Gdy Słowo Boże czysto i wiernie bywa nauczane, a my też święcie, jako dzieci Boże, według niego żyjemy; do czego nam dopomóż, kochany Ojcze w niebiesiech! Kto zaś inaczej naucza i żyje, aniżeli Słowo Boże uczy, ten znieważa wśród nas imię Boże; od czego zachowaj nas, Ojcze niebieski!
Królestwo Boże przychodzi wprawdzie samo przez się i bez prośby naszej, gdy Ojciec niebieski daje nam Ducha Swego Świętego, tak iż za Jego łaską Słowu Jego świętemu wierzymy i bogobojnie żyjemy, tu docześnie, a tam wiecznie.
Wola Boża dobra i łaskawa dzieje się wprawdzie i bez prośby naszej, gdy Bóg łamie i udaremnia wszelką złą radę i wolę, to jest wolę szatana, świata i ciała naszego, które nas od święcenia imienia Bożego wstrzymują i Królestwu Jego przyjść nie dozwalają, przeciwnie, gdy nas umacnia i utrzymuje stale w Słowie swym i w wierze aż do końca życia naszego. To jest wola Jego dobra i łaskawa.
To wszystko jest nam dane i możliwe dla nas także po to, „żeby jakiś gorzki korzeń, rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu,żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny...” To przykre, ale to potrafi tak być, że tolerujemy dziwne drogi i chadzamy nimi, także pozwalamy by inni nimi szli dla nas, dla naszego większego, czy mniejszego interesu. Ktoś mi opisywał przed laty dziwną sytuację. Na młodego człowieka nałożono wiele obowiązków i pionierskich, odpowiedzialnych zadań. On ambitnie parł do przodu. Oczywiście odnosił sukcesy i popełniał błędy, popełniał błędy i odnosił sukcesy. Środowisko oczywiście cieszyło się każdym sukcesem przez kwandrans, może dwa, natomiast kultywowało pamięć o błędach. Ta pamięć stała się im grubym szklanym słojem, którym otaczali tego człowieka przez całe lata. Oczywiście tego szkła było coraz więcej, coraz grubsza, niewidzialna szyba potępienia, które znalazło swój punkt odniesienia – ten młody człowiek, na którego tak wiele nałożyli, i który dla nich podejmował wiele wcale nie bezowocnych wysiłków, był im jako ów „gorzki korzeń” – korzeń zła. Oni go wyselekcjonowali. Oni go trzymali by wzrastał, by go w końcu w spektakularny sposób usunąć. To trwało lata. Wielu się gorszyło i wielu zapewne zostało zgorszonych. Ten młody, pełen zapału człowiek całą sytuację odczuwał i podupadł w nadziejach.
Apostoł chce takie sytuacje uzdrawiać. Gdy czytam tekst z Listu do Hebrajczyków, nie widzę w nim zachęty do wyrzucenia takiego słoja potępienia i izolacji wraz z zawartością precz. Uzdrowieniem jest co innego – rozbicie słoja i naprawa relacji. To zaś każdy musi zrobić w swoim własnym sercu, ale też w drodze do – do bliźniego i Chrystusa, w drodze pojednania. Do tego zobowiązuje nas nadzieja, ta którą mamy i którą stale budujemy – nadzieja w Chrystusie – nadzieja zbawienia.
Jesteśmy do niej wezwani i jesteśmy w niej prowadzeni, a punktem jej odniesienia i źródłem jest już nie chwila pod Chorebem, święta, ale przemijająca, ani też równie święta i nieporównanie groźna, ale również chwila pod Synajem, ale jest tym naszym punktem odniesienia nadziei i porządkowania życia Jezus Chrystus, ten Wcielony i ten Ukrzyżowany, ale też Zmartwychwstały i wywyższony na niebiosa – Ten w chwale niebieskiego Jeruzalem, otoczony zastępami anielskimi – Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki.
On nie przyszedł tylko po to, by otwierać na przyszłość ojcowskiego domu i nie tylko po to, by nas przez obmycie czynić sterylnymi – uwolnionymi od ciężaru grzechu, ale przyszedł po to by nas czynić zdolnymi do życia, do działania, do owej odpowiedzialnej nadziei, która kreuje czas ludu Bożego. Obyśmy takimi byli.

ks. Tadeusz Konik

Wróć do spisu treści